Pełnienie roli opiekuna osoby zależnej związane jest z przeżywaniem silnych emocji. Psycholog, Katarzyna Nowak-Ledniowska radzi, jak dostrzec, zrozumieć i zaakceptować te emocje.
Transkrypcja:
Dzień dobry Państwu. Ja nazywam się Katarzyna Nowak-Ledniowska. Jestem psychologiem, psychoterapeutą, na co dzień pracuję z pacjentami i ich rodzinami w doświadczeniu choroby nowotworowej. Natomiast kwestie związane z opieką nad osobą przewlekle chorą są bardzo bliskie mojemu sercu i od początku bliskie także mojemu życiu zawodowemu.
W związku z tym dzisiaj chciałabym z Państwem porozmawiać, opowiedzieć o tym, o czym wy już doskonale wiecie, a świat powinien się dowiedzieć, czyli o emocjach
towarzyszących opiece nad osobą przewlekle chorą.
Trzeba by było zacząć od tego, że w ogóle zjawisko choroby dziecka czy osoby bliskiej nam, dorosłego, choroby przewlekłej, choroby długoterminowej, choroby, która trwa będzie nam towarzyszyć i prawdopodobnie progresować u naszego bliskiego, to jest sytuacja którą możemy uznać za traumatyczną, ponieważ z samego sensu zmienia ona nasze funkcjonowanie i życie. Zmienia je nie tylko u osoby chorej, ale przede wszystkim zmienia zadania, zmienia rolę osoby
bliskiej.
Czyli jeżeli ja jestem rodzicem dziecka, które urodziło się chore i będzie chore przewlekle, albo z jakiegoś powodu zaczyna chorować przewlekle, to ja być może muszę zmienić swoje życie zawodowe. Być może musimy przeformułować
jakieś role małżeńskie, zmierzyć się z różnymi utratami związanymi, chociażby z
utratą wyobrażenia, marzenia, pragnienia o sobie, o tym chorym dziecku.
Jeśli zaczyna chorować ktoś mi bliski: mój partner, mąż, żona, mama, tata, ja być może jestem w innym momencie życia, który też wymaga przeformułowania, ponieważ być może muszę się tą osobą zająć. Może będę zmuszona zrezygnować z czegoś, co dla mnie ważne: z rozwoju zawodowego, z pracy. Poświęcić bardzo dużo czasu na opiekę nad osobą zależną, która tego właśnie teraz potrzebuje.
Drodzy Państwo, z tym wszystkim będą wiązały się emocje. Czyli jeżeli w naszym życiu jakieś sytuacje się wydarzają, dodatkowo jeżeli są to sytuacje, których się
nie spodziewamy, których nie zaprosiliśmy do naszego życia świadomie, celowo, a z którymi przychodzi nam się oswoić, to będą one wyzwalały w nas emocje.
Czym są zatem emocje? Jak byśmy spróbowali je trochę opisać, nazwać, trochę wyciągnąć to, co Państwo macie w sobie na zewnątrz, to byłby to jakiś stan wewnętrzny, który warunkuje nasze działanie. Ja inaczej funkcjonuję wtedy, kiedy jestem radosna, zadowolona, szczęśliwa. Kiedy czuję, że mogę decydować o sobie, o swojej rzeczywistości, a inaczej funkcjonuję wtedy, kiedy jestem smutna, zmartwiona, cierpiąca, wystraszona, kiedy jestem przerażona dynamiką różnych zmian.
No i teraz, jeżeli mówimy o sytuacji traumatycznej, to ona rzadko kiedy przecież będzie wywoływała emocje z tej grupy emocji pozytywnych. Tak? Raczej będziemy spodziewać się tego, że te emocje w takim kryzysie będą dotyczyły emocji, które są mniej lubiane przez nas.
To jest zresztą bardzo adekwatne do sytuacji. To znaczy, kiedy dzieje nam się w
życiu coś, czego byśmy nie chcieli, coś co jest dla nas trudne, coś co wymaga zmiany, to bardzo zdrowym objawem jest reakcja adekwatna do bodźca. Czyli jeżeli dzieje się w życiu coś, co ja interpretuję, przeżywam jako niekorzystne, to możemy się spodziewać, że te emocje również będą dla mnie niekomfortowe.
Jeśli dzieje się w życiu coś z przeciwnego bieguna, no to my wtedy doświadczamy emocji pozytywnych. Nie można podzielić emocji na dobre i złe, dlatego że one wszystkie są nam potrzebne. Emocje mówią nam o tym, co przeżywamy. Mówią nam o tym, co w nas. One opisują naszą własną rzeczywistość i nasze przeżywanie. To jak widzimy i oglądamy świat.
Po emocjach innej osoby będziemy interpretować to, co się u niej dzieje. Nawet wtedy, kiedy ona nam słownie o tym nie powie. Doskonale to zjawisko znają osoby,
które na co dzień opiekują się osobami, które są w utrudnionej komunikacji: dziećmi
niepełnosprawnymi, przewlekle chorymi, czy osobami starszymi z postępującą chorobą otępienną, które będą komunikowały się coraz słabiej słowem, ale komunikacje emocjami będą miały nadal utrzymaną na bardzo wysokim poziomie.
Czyli my jako opiekunowie często nie musimy słyszeć słów. Wystarczy, że popatrzymy na daną osobę, zobaczymy to, co najbardziej informuje nas o emocjach, czyli naszą twarz, oczy, usta, napięcia mięśni twarzy i już jesteśmy w stanie bardzo wiele powiedzieć o tym, co przeżywa ta osoba.
Czy ona jest zadowolona? Czy ona jest rozluźniona? A może jest napięta i
cierpiąca? Może potrzebuje od nas właśnie wtedy napojenia, wykonania czynności
higienicznych, przełożenia na drugą stronę? Czyli emocje są czymś, co nas bardzo
informuje o przeżywaniu także innej osoby. Są czymś dobrym i naturalnym.
Sytuacja zaczyna się komplikować wtedy, kiedy my bardzo długo, z uwagi na
sytuację, pozostajemy tylko jakby w jednej grupie emocjonalnej. Czyli trudno nam się robi wtedy, kiedy na przykład jesteśmy bardzo długo w przeżywaniu smutku w przeżywaniu bezradności, bezsilności, a z takimi sytuacjami często związane są emocje w sytuacji, kiedy choruje ktoś nam bliski.
Czyli to jest taka sytuacja, która ma swój początek, ale bardzo trudno jest określić, gdzie jest jej koniec. To tak jest, że przecież to nie są tylko emocje negatywne, ale że jest ich wtedy najwięcej. Też nasze zmęczenie fizyczne, wszystkie nasze różne emocje związane z naszym życiem, naszą rodziną, z tymi rzeczami które tracimy
w wyniku poświęcenia się dla osoby chorej, mogą sprawić, że jesteśmy bliżej
tego bieguna negatywnego.
Tak jak już powiedziałam, nie ma emocji dobrych i złych, są takie które być może lubimy bardziej lub mniej, natomiast one wszystkie są dla nas ważne. I to jest istotne z perspektywy radzenia sobie z nimi. Czyli gdyby bliska nam osoba nie wyrażała uczuć negatywnych, to byśmy nie wiedzieli, że trzeba jej pomóc, że trzeba ją wesprzeć.
Świat przeżywający tylko i wyłącznie uczucia i emocje pozytywne byłby nieprawdziwy, byłby mało realny. Często, kiedy spotykam się z pacjentami, nasze rozmowy dotyczą radzenia sobie z różnymi emocjami. No muszę zaznaczyć, że tu nie chodzi o radzenie sobie w ogóle, bo każdy z nas to potrafi. Jeżeli mówimy o radzeniu sobie z uczuciami i z emocjami, to nie mówimy o tym, żeby nie czuć ich wcale.
Ja jako psycholog nie potrafię tego zrobić. Nie potrafię sprawić, żeby osoba, opiekun osoby przewlekle chorej, który jest w tej sytuacji wiele lat i pewnie jeszcze
wiele lat będzie, nie czuł. My często mamy takie oczekiwania, mówiąc: „Proszę mi powiedzieć, jak ja mam sobie radzić w tej sytuacji?”. Z tyłu głowy myśląc, jak to
zrobić, żebym ja nie czuł tego, co czuję?
Drodzy Państwo, możliwość odbierania i odczuwania emocji jest czymś bardzo
ludzkim. Jest oznaką, że my jesteśmy żywi. Jest też wielkim zasobem ludzi. Czyli
zwierzęta tego nie potrafią. Zatem próbujmy się nie wycinać i nie pozbawiać przeżywania uczuć i emocji.
Spróbujmy je rozumieć. Czyli jeżeli one się we mnie pojawiają, to robią to z jakiegoś ważnego powodu. Jeśli ja czuję smutek w sytuacji choroby najbliższej mi
osoby, to ten smutek mówi o tym, jak ważna jest ta relacja. Ale mówi też o tym, jak ważna jestem sama dla siebie. Jak bardzo w tym smutku smucimy się chorobą, a jak bardzo w tym smutku smucimy się sobą w tej sytuacji.
To są rzeczy, które się nie wykluczają. Nasze potrzeby pomocy, nasze deklaracje
pomocy naszemu najbliższemu nie wykluczają uczuć i emocji związanych z nami samymi. Że my w tej sytuacji, pomimo wielkiego poświęcenia, wielu wyrzeczeń, pomocy, opieki sprawowanej często 24 godziny na dobę, możemy również
odczuwać emocje takie jak żal, smutek, zmęczenie, bezradność i bezsilność. Nie
tylko wobec choroby, ale też wobec swoich pragnień, wobec swoich potrzeb.
Jeżeli ja czuję zmęczenie, to to jest pierwszy krok do tego, żeby szukać możliwości odpoczynku, które często są bardzo trudne do zrealizowania wtedy, kiedy ja opiekuje się osobą, która beze mnie sama nie zje, nie napije się, nie wykona czynności higienicznych. Czyli jak Państwo macie taką osobę teraz obok i słuchacie
właśnie teraz jakby tego podcastu, to pewnie macie w głowie też takie myśli:
Jak ja mam odpocząć?
No Drodzy Państwo, tu nie chodzi o to, żeby szukać daleko. My musimy szukać rozwiązań które są możliwe. Jeżeli ja jestem zmęczona, to czego ja bym teraz potrzebowała, żeby poczuć się lepiej? Czegoś, co jest realne, co jest możliwe.
To może być dwie minuty nic nie robienia w fotelu, które uważam, że zawsze są możliwe, nawet wtedy, kiedy mamy naszego chorego obok. To może być wyjście na spacer, na zakupy, wtedy kiedy ktoś inny zajmuje się naszym bliskim chorym. To może być kawa z koleżanką, nawet taka na Skypie, na WhatsAppie, jeśli jest możliwe spotkanie takie bezpośrednie. To może być ciepła kąpiel, chwila z książką. To nie chodzi o rzeczy, które są nie do spełnienia.
Czyli jeżeli ja sobie pomyślę: „Potrzebowałabym teraz wakacji”, które każdemu z nas są czasem potrzebne, ale obok siebie mam swoją chorą mamę, której nie ma z kim zostawić i zorganizowanie takiej opieki dla niej pewnie nie jest niemożliwe, ale jest podyktowane pewnymi warunkami, to myślenie o tym, że ja teraz chcę wyjechać, pogłębi jeszcze moją frustrację. Ono mi nie pomoże. Ja mogę to robić, ale to nie przyniesie mi ulgi. Więc szukajmy blisko rzeczy, które mogą pomóc nam w realizacji naszych wewnętrznych potrzeb.
Po to, żebyśmy jak najdłużej mogli w dobrym komforcie pomagać innym. I teraz powiem coś, co jest często bardzo trudne w odbiorze, o czym też opiekunowie nie mówią. Że łatwo się mówi, trudniej się w tym odnaleźć, trudniej jakby to zrobić, że żeby móc dobrze opiekować się naszymi bliskimi, musimy najpierw zaopiekować się sobą. I to często budzi złość. Ja się nawet cieszę, kiedy to budzi złość. Bo tak
sobie myślę, że złość zupełnie nie wyklucza miłości. Złość często dodaje nam siły,
kiedy zezłościmy się na system, to mamy bardzo dużo siły do działania, do poszukiwania różnych nowych rozwiązań. Złość jest też czymś, co pozwala nam funkcjonować. Często kiedy ja przestaję się złościć, wpadam w bezsiłę. Taką, w której nie mam siły ruszyć ręką, ani nogą. Można powiedzieć, zatapiam się jakoś
depresyjnie.
Czyli złość nie musi być niczym złym, o ile pozwalamy sobie ją czuć i przeżywać.
Czyli drogą radzenia sobie w emocjach i z emocjami jest ich przeżywanie z naciskiem na życie.
Dlaczego w tym Państwa życiu jest doświadczenie choroby, sytuacji traumatycznej? Ja tego nie wiem. Ale myślę sobie też o tym, że to pytanie „Dlaczego?” bardzo mówi o złości. Że kiedy w państwa głowach teraz pojawia się pytanie „Dlaczego mnie to spotkało?”, to to jest coś, co informuje was o tym, że właśnie teraz przeżywacie zwyczajnie ludzką złość. Złość, która wcale nie musi ranić ani was, ani waszych bliskich. Złość, która wcale nie musi Was wykluczać
z opieki nad Waszymi bliskimi.
Złość, którą zwyczajnie powinniśmy pozwolić sobie przeżyć. Ona jest. Jest
prawdziwa. Tak łatwo w takich strategiach zadaniowych na co dzień, które mamy do zrobienia przy naszych bliskich chorych, zapomnieć o emocjach. Zdecydowanie
łatwiej jest nam zrobić zakupy, załatwić lekarza, ugotować, posprzątać, nakarmić.
Trudniej nam jest znaleźć miejsce na uczucia i emocje. My często po prostu się ich boimy. Czyli boimy się tego, że kiedy ja pozwolę sobie coś czuć, to że to mnie rozłoży na łopatki, a przecież ja jako opiekun, jako matka, ojciec, jako córka tej osoby, która i tak ma trudniej niż ja, bo jest chora, muszę być silna.
Otóż Drodzy Państwo, nie musicie być w taki sposób silni. Czyli siły nie odbierają Wam emocje. Poprzez przeżywanie emocji nie stajecie się słabi. Poprzez przeżywanie emocji stajecie się prawdziwi i żywi. Przeżywanie emocji w obecności
naszych bliskich osób daje im taki sygnał o tym, co przeżywamy. Ale daje im też ważną informację, że emocje to jest coś, co można wyrażać, o czym można mówić, czego można doświadczać. Co oznacza, że ja nie muszę w tych emocjach zostawać w samotności.
Najtrudniej jest nam wtedy, kiedy mierzymy się z jakąś ważną dla nas sprawą życiową, być może traumą, być może z chorobą. I kiedy mamy takie poczucie,
że nikt na świecie nas nie rozumie, że nikt nie wie, co ja przeżywam w tej sytuacji i że to co może pomóc to wspólne przeżywanie. Dlatego taką wartością jest rozmowa z kimś, kto ma podobną sytuację życiową. Z inną mamą, która na co dzień zmaga się z niepełnosprawnością swojego dziecka, z brakiem możliwości pójścia do pracy, z taką trudnością dzielenia swojej uwagi pomiędzy dziecko zdrowe, które przecież też potrzebuje rodzica, a dziecko chore, które bez rodzica nie jest w stanie funkcjonować.
Że to są takie momenty, w których naprawdę możemy znaleźć miejsce na uczucia
i emocje. I że to wspólne przeżywanie może nam dać poczucie olbrzymiego wsparcia, rozumienia, bycia blisko, budowania bliskości relacji intymnej, ale też dania tym naszym bliskim chorym takiej informacji, że tak, jest mi trudno w tej sytuacji, bo się martwię o ciebie, o siebie, ale że to zmartwienie jest czymś
naturalnym, czymś co jest u zdrowego człowieka naturalną reakcją w tej sytuacji i że bycie zmartwionym, czy bycie smutnym nie zawsze wymaga jakiejś nadludzkiej
interwencji, jakieś nadludzkiej reakcji.
Czasami to, co najbardziej pomocne, to właśnie nie dawanie rad. No bo jakie słowa mogą ukoić uczucia mamy do granic zmartwionej sytuacją swojego przewlekle
chorego dziecka, czy swojej rodziny? Czy jakie słowa mogą ukoić opiekuna, który od 10 lat jest związany ze swoim, nie wiem, bliskim chorym, który jest w pełni od niego zależny i że ma takie poczucie, że zupełnie odebrano mu możliwości
decydowania o sobie? Żadne słowa nie są w stanie często ukoić, ale obecność, wspólne przeżywanie, danie poczucia „mogę sobie wyobrazić tylko, jak jest ci trudno, mogę rozumieć w jakiej jesteś bezradności, w jakim jesteś zmęczeniu”. Tak? Czyli pochowanie dobrych rad do kieszeni i bycie z tą osobą nie zmieni sytuacji takiej rzeczywistej czyli nie sprawi, że nasza bliska osoba wyzdrowieje, ale sprawi, że być może właśnie jako opiekun, jako rodzic, jako partner, mąż, żona, poczujesz się zrozumiany i wsparty.
Rozmowa o emocjach nawet o tych trudnych sprawia, że my nie musimy czuć się
samotni, że jest tak wiele różnych trudności, z który musicie się Państwo mierzyć na co dzień, że jeżeli możemy coś robić, żeby nie dokładać sobie jeszcze jednego obciążenia w postaci samotności w tej sytuacji, to spróbujmy to robić. Ale to musi się od kogoś zacząć.
O emocjach jest nam często trudno rozmawiać. To wynika też z takich różnych naszych historii, wynikających z rodziny pochodzenia. Czyli jeżeli w rodzinie pochodzenia, w naszych doświadczeniach wczesno-dziecięcych byliśmy nauczeni rozmawiać o emocjach, one były jakoś jawnie wyrażane, to w życiu dorosłym będzie nam zdecydowanie łatwiej. To informacja też dla wszystkich osób, które teraz opiekują się swoimi dziećmi, że nie ma nic złego w wyrażaniu uczuć i emocji. Trzeba je tylko dobrze skomentować.
Czyli dzieci wiedzą, do czego służy płacz. Same go chętnie też używają. Nie chcą słyszeć „Nie płacz!”, „Nic się nie stało!”, bo skoro płaczą, to znaczy, że coś ważnego przeżywają. Ale zamiast „Nie płacz!”, możemy powiedzieć: „Skoro teraz twoje oczy potrzebują płakać, to popłacz sobie, a ja tutaj jestem, jeśli będziesz mnie potrzebował”.
W drugą stronę: jeśli nam w bezradności, z bezsilności z potwornego zmęczenia będzie chciało się po prostu wyć, to trzeba to też powiedzieć” „Teraz mam taki czas, że chce mi się po prostu płakać i potrzebuję popłakać. Nie oczekuję, żebyś mówił mi „Nie płacz”, nie oczekuję, żebyś mnie pocieszał w taki sposób „Wszystko będzie dobrze”, potrzebuję, żebyś ze mną był w tej sytuacji i pozwolił mi się wypłakać”. Drogą przezwyciężenia kryzysu jest jego przeżycie i przeżywanie.
Ludzie często zadają mi takie pytanie „No ale jak to przeżyć te emocje? Jak to przeżywać? Jak pomieścić w sobie to że codziennie patrzę na osobę, która coraz więcej traci? Zmienia się? Która ode mnie odchodzi?”. No nie da się opisać procesu przeżywania emocji inaczej, niż w ten sposób, żeby pozwolić im swobodnie przepłynąć. Pomyśleć o nich: „teraz tak czuję, to jest prawdziwe”. Te uczucia zawsze są prawdziwe.
Nawet jeżeli ja czułabym inaczej w tej danej sytuacji, nie mogę oczekiwać od kogoś innego że on nie będzie czuł tego, co czuje. Ten proces prawa do posiadania uczuć, przepłynięcia ich przez nas, można by było opisać być może w ten sposób, że z uczuciami zawsze skleja się jakaś myśl, a może nawet była pierwsza. Czyli jeżeli ja jakoś myślę o swojej sytuacji, to w związku z tą myślą pojawia się we mnie jakieś uczucie. To uczucie często wpływa na to, jak ja odbieram to w ciele. Czyli część z Was mówi o tym, że czuję smutek w głowie, w żołądku, w drżących dłoniach, w tym, że nie mogę zasnąć, że mam taki natłok myśli w głowie, taki pęd.
To wszystko przekłada się też na to, jakie ja podejmuję działania. Czyli jeżeli mam dużo takich uczuć związanych ze smutkiem, z żalem, z bezsilnością, bezradnością, to jest mi dużo trudniej działać, dużo trudniej mi się zmobilizować do różnych działań, odczuwać motywację. I teraz jak pozwolić przepłynąć tym uczuciom? Spróbować znaleźć drugi kraniec. To nie jest tak, że uczucia są albo tu, albo tu. Pośrodku jest jeszcze bardzo wiele i teraz jak jest nam bardzo trudno i takie dni czasami są, że nie mamy na nic ochoty, że czujemy, że totalnie jakby już nie mamy siły, to trzeba pomyśleć o tym, czego ja teraz potrzebuję, że dzisiaj mam taki dzień, kiedy potrzebuję być smutna, kiedy potrzebuję być ze swoją złością i czego potrzebuję, kiedy jestem w takie sposób smutna, czy w taki sposób zła.
To pytanie, czego ja potrzebuję, jest bardzo ważne. Wiele moich pacjentów, wiele rodzin, wiele osób, z którymi rozmawiam potrafi powiedzieć o swoim dyskomforcie, ale bardzo trudno jest im powiedzieć o tym, po czym by poznali, że to się zmienia. Bardzo trudno jest im powiedzieć o tym, pomyśleć o tym, jakby nazwać to, czego ja mogę w tej sytuacji potrzebować. To jest zadanie, które powinno nam towarzyszyć każdego dnia: Czego ja teraz potrzebuję, żeby poczuć się lepiej?
Jeśli mamy taką wątpliwość, bo widzimy że ktoś nam bliski coś ważnego przeżywa, po prostu go zapytajmy. Czyli my nie mamy szklanej kuli, żeby wiedzieć, kto, czego potrzebuje, ale możemy go to zapytać. Czego potrzebujesz, kiedy jesteś smutny? Czego potrzebujesz, kiedy właśnie teraz tak mocno płaczesz, kiedy jesteś zły? Tak? I teraz, jeżeli uda nam się na to pytanie odpowiedzieć, to często uda nam się znaleźć jakieś rozwiązanie, któremu możemy się przyglądać. Też co w nas powoduje. Czyli to jest tak, że aby to mogło zadziałać, to my musimy najpierw tego spróbować.
Możemy też w takiej sytuacji pomyśleć o tym, że to jest taki moment w naszym życiu, w którym jest mi trudno ale za chwilę, w kolejnym dniu, może za godzinę za dwie, będzie kolejny moment, będzie inny dzień. Wstanę i popatrzę na to, co wokół mnie inaczej. Czyli gdyby się udało pomyśleć o uczuciach i emocjach jako o czymś, co aktualne tu i teraz, ale możliwe do zmiany, to udałoby się Państwu też poczuć, że w tej całej sytuacji, w tym całym trudnym doświadczeniu, są też takie, które powodują, albo są źródłem naszego dobrego samopoczucia, czegoś z czego mogę czerpać.
Ktoś powie: No jak można czerpać z doświadczenia choroby przewlekłej bliskiej mi osoby? No myślę sobie tak, że to nigdy nie jest albo tu, albo tu, że pośrodku jest jeszcze bardzo wiele, że każdy uśmiech, każdy dobrze spędzony dzień, każde osiągnięcie naszego bliskiego to jest coś z czego my możemy czerpać. Ale możemy też czerpać z siebie, że udało mi się przeżyć ten smutek, udało mi się przeżyć w takim zmęczeniu kolejny dzień, udało mi się sprostać wyzwaniom dnia codziennego, że to jest powód do dużej dumy.
Ktoś powie: „To jest nic. Robię to codziennie od 40 lat”. No właśnie. Jak to brzmi? Jak wiele robimy codziennie? Jak często rzadko siebie za to doceniamy? I że to docenienie ono często nie wybrzmi w ustach naszego chorego, nie dlatego, że on nie chce nam tego powiedzieć, tylko zwyczajnie często nie potrafi, często dlatego, że po prostu jest chory, nie jest w stanie nam tego powiedzieć, ale to nie znaczy, że tego nie ma, że my też możemy sami dla siebie to robić. Czyli możem być sobie wdzięczni. Możemy być z siebie dumni. Możemy czerpać z tego, co robimy, jacy jesteśmy. Możemy czerpać poczucie własnej wartości z tego, jak bardzo jesteśmy w stanie codziennie mierzyć się z różnymi trudnościami. Walczyć za siebie, walczyć za naszego bliskiego i stawać się najlepszą wersją siebie.
Drodzy Państwo, uczucia i emocje mówią o życiu. Ktoś kto jest martwy, nie czuje. Stan takiej zamartwicy emocjonalnej jest stanem wymagającym absolutnie zaopiekowania i wsparcia. Często pomocy psychologicznej, leczenia psychiatrycznego. Zatem pozwólmy sobie czuć. Uznajmy nasze prawo do uczuć i emocji w każdej sytuacji. Uczmy się mówić o tym, co czujemy bez strachu, bez takiego oczekiwania „ja nie mogę czuć”, „nie mogę tego wyrażać”. Mogę. Mogę robić to bezpiecznie, mogę to robić bez takiego poczucia, że ja tym kogoś krzywdzę. Mogę mówić o swoich uczuciach i emocjach, bo one są moje. I że to już jest pierwszym krokiem do tego, żeby móc poczuć się lepiej w tej sytuacji, w której jestem.
Czyli lepiej być w procesie adaptacji do sytuacji, która być może życiowo nie zmieni się w najbliższej przyszłości. Wiele by mówić o emocjach, wiele powiedziałam już dziś. Teraz zostawię Państwa z tym, po to żebyście mogli teraz zanurzyć się w swoim przeżywaniu, w swoich uczuciach i emocjach i spróbowali doświadczyć tego, co Wam towarzyszy, właśnie teraz, po tych słowach, w Was. Spróbujcie to sobie nazwać i zapytać siebie, czego potrzebujecie w takiej sytuacji, kiedy czujecie to, co czujecie. Bardzo Wam dziękuję. Pozdrawiam.
Dodaj komentarz